Zdobyłam Giewont! #spełniammarzenia

Znowu to zrobiłam! Spełniłam kolejne marzenie. Zdobyłam Giewont. Od dawna o tym marzyłam, szczególnie będąc w Zakopanem i patrząc na „Śpiącego Rycerza”. Zawsze chciałam wyjść na ten szczyt. W końcu mi się udało. Co innego jest tylko patrzeć na górę, a co innego jest na niej być.

To, co widzimy zależy w głównej mierze od tego,
co chcemy zobaczyć.*

 

Najważniejsze to robić to co o czym się marzy; codziennie spełniać jakieś jedno ze swoich małych marzeń. Wiadomo, że nie można codziennie zdobywać szczytów czy latać samolotem ale najlepiej zacząć od tych małych rzeczy, które zawsze chciało się robić, a później będzie już tylko coraz prościej. Ja mam wiele „małych marzeń”, z których niektórzy z Was pewnie by się śmiali. Są to takie „marzenia”, które dla innych są codziennością np. chciałabym przejechać się taksówką (nigdy nie miałam takiej okazji). Dla niektórych może to być MEGA dziwne, a dla mnie jest to jakiś malutki cel, który wiem, że kiedyś zrealizuje. Oczywiście mogłabym teraz zamówić sobie taryfę i gdzieś pojechać, nie widzę problemu, jednak to nie o to w tym wszystkim chodzi. Spełniam swoje „małe marzenia” przy okazji innych rzeczy. Wtedy to jest mega piękne i sprawia mi wielką radość.

 

Ale jak to się stało, że patrzyłam z zdobyłam Giewont?

Było to trochę spontaniczne, jak już wiele wypraw w moim życiu. Rodzeństwo mojego chłopaka zorganizowało wycieczkę do wspomnianego wcześniej miasta i postanowiliśmy zdobyć ten szczyt. Proste? Tak się wydaje. Jednak sama wyprawa na Giewont już taka nie była. To kilka godzin wędrówki po górach, żeby później wspinać się po łańcuchach na upragniony szczyt (kto był ten wie). Swoją drogą ta ostatnia cześć najbardziej mi się podobała. Chyba jednak jestem dziwna i jak to mówią, lubię robić wszystko odwrotnie niż inni. Wielu drżało na samą myśl o wspinaczce, a ja weszłabym tam jeszcze raz!

Na początku wyjechaliśmy na Kasprowy Wierch (tak wiem mogliśmy wyjść ale trudno ? ). Po wyjechaniu w mgle, zastanawialiśmy się czy cokolwiek będziemy w stanie zobaczyć niż tylko drogę przed sobą. Na szczęście mgła była tylko przejściowa i jak widać na zdjęciach nie było tak źle. Powiedziałabym nawet, że miejscami dodawała uroku pięknym górskim krajobrazom.

Byliśmy na górze wcześnie rano więc mieliśmy nadzieje, że później pogoda się poprawi. Tak też się stało.Idąc już w kierunku upragnionego szczytu nie raz musiałam się zatrzymać, zmęczenie to jedno ale chciałam podziwiać te piękne widoki, a nie tylko iść do celu.

Jak to mówią „nie sam cel jest piękny ale podróż do niego”. Zawsze staram cieszyć się małymi rzeczami, dla mnie ta wędrówka była jedną z nich.

 

Ciekawa jestem jakie Wy macie do tego podejście, szczególnie można to zauważyć w górach, czy cieszy Was tylko zdobyty szczyt czy może cała podróż?

 

 

Warto czasami zobaczyć to co zostawia się za sobą i zobaczyć, że to również jest piękne. Niektórzy idą przez życie nie oglądając się za siebie, a może właśnie czasami trzeba zatrzymać się i spojrzeć na to co było już piękne w naszym życiu? Powinniśmy doceniać to co już było, żeby tak samo umieć cieszyć się z tego co nasz czeka. Takie przemyślenia przychodzą mi do głowy gdy patrzę na to zdjęcie, które dodałam wyżej.

 

A co przed nami? Nigdy nie wiadomo. U mnie w górach były to „piękne zwierzątka”. Te cudowne kozice stały nam na drodze jednak później, gdy podeszliśmy postanowiły troszkę się oddalić i wyszły na górę. Czasami nie spodziewamy się tego co może nas spotkać tak samo w górach jak i w życiu.
Jak widać na załączonym „obrazku1” widoczność miejscami była praktycznie żadna. Nie podawaliśmy się i szliśmy dalej z nadzieją, że zobaczymy nasze ulubione Zakopane z góry.  Bliżej Giewontu było już znacznie lepiej. Zawsze trzeba mieć nadzieje.
zdobylam giewont

 

O to dowód, że zdobyłam Giewont! Znowu widoczność była zerowa ale wystarczyło poczekać kilka minut i było o wiele lepiej. Trzeba być cierpliwym.

zdobyłam giewont

 

Pięknie prawda? W drodze powrotnej moje nogi praktycznie odmawiały mi już posłuszeństwa ale dałam radę. Kilkudniowe zakwasy co prawda nie należą do najprzyjemniejszych rzeczy pod Słońcem ale dało się przeżyć. (Pomińmy fakt, że byłam „z tymi zakwasami” na weselu).
Uf, ale się rozpisałam. Coś ostatnio mało mnie tutaj, może to dlatego. Jak już pisać to porządnie!
 Quebonafide ft. Young Lungs – Między słowami 
* cytat: John Lubbock

 

 

❤ Podoba Ci się wpis? Udostępnij go u siebie. ❤


KOMENTARZE

  1. gratulacje 🙂 realizacja marzeń, nawet tych najmniejszych, daje prawdziwą satysfakcję. Góry są piękne, zachwycają mnie zawsze. Słusznie porównałaś wspinaczkę na szczyt do życia 😉 miałam podobne refleksje wspinając się ostatnio 😉

    pozdrowienia z Bieszczad ;*

  2. Z mojego punktu widzenia cieszę się całą podróżą. Raz na wycieczce jak weszłam na szczyt to z powrotem cały czas gadałam, że jestem z siebie dumna. Koleżanka nie mogła już wytrzymać 😀
    Piękne zdjęcia. Byłam kilka razy w Zakopanym, pamiętam, że hotel był nie ładny 😀
    Pozdrawiam :*
    Mój blog-KLIK

  3. Ja byłam na Giewoncie w tym roku, niedawno bo jakieś 1,5 tyg. temu ale wchodziłam od Doliny Strążyskiej. Natomiast od Kasprowego Wierchu wchodziłam na Ciemniak przez Czerwone Wierchy i schodziłam do Kir. Właśnie napisałam od tym dzisiaj post.

    Pozdrawiam i zapraszam: mischotta.blogspot.com

  4. :)dobrze spełniać marzenia, marzenia to zrealizowane sny. Aczkolwiek polecam góry zimą. Tylko trzeba mieć dobry ekwipunek, a najlepiej przewodnika. Zimą bywa i strasznie i pięknie.

  5. Ach, poczytałam i popatrzyłam z rozrzewnieniem. Byłam z grupką przyjaciół ponad 20 lat temu, młodzi, głupi i szaleni. Podróż na pełnym spontanie, tydzień niemal bez snu ale całe polskie góry zobaczone. Szkoda że nie było wówczas telefonów… ale zakwasy były 😛

Zostaw swój komentarz.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

M A Ł G O R Z A T T